ZYGMUNT RAFAŁ STRENT - urodzony w 1943 r. w Łucku na Wołyniu. W roku 1972 ukończył studia na Wydziale Malarstwa warszawskiej ASP w pracowni prof. Aleksandra Kobzdeja; aneks z grafiki artystycznej u prof. Haliny Chrostowskiej. Do 1990 r. przewodniczący Solidarności, przez dwie kadencje dziekan Wydziału Grafiki (do emerytury prof. zwyczajny w macierzystej uczelni, obecnie zatrudniony w będącej pod auspicjami Polskiej Akademii Nauk Wyższej Szkole Informatyki Stosowanej i Zarządzania w Warszawie). Były przewodniczący Sekcji Sztuki Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, ekspert Polskiej Komisji Akredytacyjnej, wiceprzewodniczący Rady Wyższego Szkolnictwa Artystycznego, były członek Komisji Nagród Prezesa Rady Ministrów, były członek kapituły Nagrody C. K. Norwida, współtwórca konkursu Grafika Warszawska, wiceprzewodniczący akredytowanej przy UNESCO Polskiej Sekcji AIAP etc.
Doświadczenie dydaktyczne poza Warszawą: Poznań, Brighton (Wlk. Bryt.), Milwaukee (USA), Herford i Trewir (RFN), Częstochowa. Uczestnik setek sądów konkursowych w kraju i poza nim – ostatnio na przełomie listopada i grudnia 2016 r. w 17 Azjatyckim Biennale Sztuki w Dhace (Bangladesz).
Autor ok. 80 indywidualnych wystaw malarstwa, grafiki i rysunku w kraju i poza granicami, uczestnik ok. 350 wystaw zbiorowych, laureat nagród i wyróżnień artystycznych m.in. w Luksemburgu (Musee 2000), Międzynarodowego Biennale Grafiki w Sofii, Międzynarodowego Biennale Grafiki w Wiedniu, Międzynarodowego Grand Prix Sztuki Współczesnej w Monte Carlo, nagrody za działalność twórczą Ministra Kultury RP etc.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zaczął edukację od elektroniki. Pracował w cegielni, na budowie i u ogrodnika. Produkował radiostacje do czołgów i urządzenia radarowe, naprawiał elektrowozy i telewizory, grał w zespole jazzowym i oświetlał scenę w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Pokrętną drogą dotarł do sztu-ki, w której poczuł się jak w domu. Malarstwo, grafika i rysunek to dość dużo aby wyrazić “drżący blaskami kosmos” (Gombrowicz - Dzienniki). Za radą prof. Haliny Chrostowskiej starannie notował wszystkie sukcesy, udział w konkursach, wystawach, działania organizacyjne w ZPAP itp. Oto bardzo skrócony spis miejscowości, gdzie pokazywał swoje prace: Dzierżoniów, Warszawa, Tunis, Ursus, Łódź, Kopenhaga, Nevres, Mediolan, Luanda, Maputo, Epinal, Kraków, Barcelona, Pamplona, Sofia, Praga, Clermont-Ferrand, Ałma Ata, Sopot, Pecs, Toruń, Kecskemeth, Blois, Grasse, Madryt, Poznań, Toruń, Kilonia, Gdańsk, Szczecin, Barcelona, Kopenhaga,Wrocław, Buenos Aires, Ułan Bator, Słupsk, Nakskov, Sztokholm, Turku, Monte Carlo, Berlin, Cieszyn, Ankara, Istambuł, Norrkoeping, Duesseldorf, Londyn, Sopot, Szczecin, Caracas, Hamburg, Edmonton, Radom, Monte Carlo, Lizbona, Porto, Paryż, Nowy Jork, Evora, Kalisz, Kair, Alger, Haga, Koszalin, Chiba, Nara, Fukuoka, Okinawa, Hawana, Sztokholm, Olsztyn, Przemyśl - itd. aż do końca 1981 roku, kiedy lepiej było nie notować swoich zaangażowań [----][Dziennik Ustaw nr 20, poz. 99 art. 2 p. 2].
Otrzymane nagrody i wyróżnienia:
1987, 1993, 1995, 1996, 2002 – Nagroda Rektorska ASP w Warszawie
2003 – Nagroda Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu
2003 – Nagroda indywidualna Ministra Kultury za wybitne osiągnięcia artystyczne i dydaktyczne
2004 – Złoty krzyż Zasługi RP
2004 – Dyplom Honorowy Ministra Kultury Republiki Bułgarii za popularyzację Bułgarskiej Kultury
2005 – Odznaka “Zasłużony Działacz Kultury” Ministerstwa Kultury
2005 – Medal Stulecia ASP w Warszawie
2010 – Nagroda Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za działalność na rzecz szkolnictwa artystycznego
2012 – Nagroda indywidualna Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego z osiągnięcia organizacyjne
2013 – Srebrny Medal “Zasłużony Kulturze Gloria Artis”
2018 – „Srebrna Laska” – honorowe wyróżnienie Towarzystwa Przyjaciół ASP w Warszawie
2018 – Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”
Oto fragment artystycznego credo:
“W moim pojęciu sztuka jest zjawiskiem starym jak świat i jak świat różnorodnym. Wiążę ją z kulturą, która jest zaprzeczeniem barbarzyństwa. Wywodzi się z kultywacji, a wcześniej z kultu. Dlatego kategorycznie nie godzę się na taką jej definicję, która pozwala dziki gwałt umieścić w polu ekspresji artystycznej. Pożar Rzymu mógł mieć sens estetyczny tylko w chorej głowie. Dlatego wolę, by sztuka była choć trochę elitarna, by nie musiała wciąż szukać języka - by sama była językiem. Byśmy dzięki niej mogli porozumiewać się w sprawach, których inaczej wyrazić się nie da. Ten elitaryzm nie jest dziedzictwem krwi, ale funkcją wrażliwości. Dopóki rodzą się ludzie, którym nie jest obojętny kolor, kształt i kompozycja, którzy tych środków (właściwie technicznych) umieją użyć do ujawnienia, co im tam w duszy gra; dopóki są też inni, łasi na te frykasy dla oczu i dla duszy - dopóty jesteśmy silniejsi niż barbarzyńcy. Nie dajmy sobie wmówić, że sztuka naszych czasów musi być brutalna i wulgarna. Nie musi! To wcale nie jest sztuka, ale medialny wybryk powstały dla rozgłosu. Dlatego warto pamiętać, że ten rozgłos także ma charakter medialny: dziesięciosekundowy. Aby echo trwało dłużej, trzeba wzmagać środki - aż do absurdu, aż do zdziczenia. Czy warto?”
ANTIDOGMA
Generalnym problemem dzisiejszego czasu jest deficyt kultury. Dotyczy on wszystkich bez mała społeczeństw, niezależnie od wyznawanych systemów wartości i historycznego bagażu. Próby osadzania współczesności na sprawdzonych półkach są z natury skazane na porażkę. Każde pokolenie ma prawo, a właściwie obowiązek, zaznaczyć swoją obecność w sposób dla siebie zrozumiały – a naturalnym na to sposobem jest podważanie zastanej aksjologii. Tak działa przecież system nauki, gdzie każda najświętsza prawda powinna być podważalna, bo to świadczy o jej wartości! Postęp właśnie stąd się bierze.
Dogmaty sprawdzają się jedynie w religiach i funkcjonują, jak długo znajdują wyznawców. Jeśli definicję kultury wywodzimy z kultu, to łatwiej ją lokować wśród zjawisk emocjonalnych. Jeżeli jednak za źródło uznamy łacińskie, cultura agri (uprawa ziemi), wtedy rzecz nam się komplikuje. Rolnictwo wymaga dobrej znajomości warunków i systematycznej pracy, te zaś są z gruntu racjonalne. Środowiskowych definicji kultury można znaleźć wielkie mnóstwo i każda ma swój sens, od kultury politycznej, technicznej, ludowej, wysokiej, aż po kulturę bakterii. Kultura współpracy to jeden z najważniejszych problemów dzisiejszego dnia, bo nie ma wątpliwości co do wyższej efektywności pracy zbiorowej. Społeczeństwa z ograniczoną zdolnością współdziałania zasiedlają peryferia cywilizacji… Nie bez powodu największe osiągnięcia zawdzięczamy międzynarodowym zespołom badaczy korzystających z binarnych, natychmiastowych środków przekazu osiągnięć. Okazuje się, że suma tej wiedzy zawsze jest wyższa niż by na to wskazywała arytmetyka. Przykłady można mnożyć, wskazując choćby błyskawiczny ratunek dla świata przed Covid-19. Ta współpraca wymaga przede wszystkim wzajemnego zawierzenia, i dlatego społeczności dotknięte podejrzliwością także zasiedlają peryferia cywilizacji… Paranoja to nie droga do świetlanej przyszłości – gdzieś przecież jest w nas gen zaufania, sprawiający, że z osobnych jaskiń, gniazd na drzewach i wysp przez tysiące lat ciągnęliśmy do siebie nawzajem, tworząc wioski, osiedla i miasta. Nawet te koszmarne, zatłoczone, nędzne i brudne, gdzie jednak w zagrożeniu jest się do kogo odwołać. Samotności szukają osoby z deficytami, a także zwierzęta odchodzące ze świata. To uproszczenie, ale nie jest nieprawdą, bo miasta rosną i rosną, choć tłok, nędza i brud winny zniechęcać przybyszów.
Kultura artystyczna (kolejna definicja) obejmuje szereg zjawisk przez marksistów zwanych „nadbudową”. W ich definicji „baza” to to, co praktyczne (ani toto włożyć w garnek, ani nie da się wydoić – jak śpiewał Kazimierz Grześkowiak). Stąd pochodzi pytanie: do czego służy sztuka? Racjonalna odpowiedź brzmi: do niczego! Ale znów rodzi się następne: czy można bez niej żyć? Niewielu znajdziemy ludzi, którzy odpowiedzą zdecydowanie „nie”, nawet bez roztrząsania tysięcy definicji kultury i sztuki. Osobnicza wrażliwość pcha jednych w praktyczne rejony, gdzie racjonalność jest wyraźnie policzalna. Innych zaś tam, gdzie Czucie i wiara silniej mówi do mnie Niż mędrca szkiełko i oko (to, przypomnę, z Mickiewicza). Reszta świata, jakieś 99 %, szczęśliwie łączy rozsądnie ciało i duszę, nie manifestując swoich preferencji zbyt boleśnie dla bliźnich.
I tutaj dochodzimy do kłopotliwego problemu, z którym przychodzi nam się borykać już ponad półtora wieku. To scheda Romantyzmu. Wtedy powołano szereg „wartości”, które jak prawdy wiary, są bezkrytycznie kultywowane po dziś dzień. I mimo, że nie dotyczą konfesji, stanowią upiorny balast hamujący otwarte myśli. To wtedy uznano za wartość Nację, która tępym umysłom wciąż mąci rozum. Śmierć porucznika Sławomira Mrożka tylko raz była na scenie, oburzała bowiem wyznawców Narodowej Religii Romantycznej. Jest oczywiste, że z kolebki najpierw akceptujemy rodzinę, innych mając w naturalnym dystansie. Ale potem warto zauważyć, że ci inni, mimo wszelkich różnic, to przecież tacy sami ludzie jak my. Mają podobne potrzeby i oczekiwania. A więc żyj i daj żyć innym! Różnorodność to bogactwo!
Demiurg (gr. demiourgos) to wzięte z Platona pojęcie, któremu romantycy nadali wartość ponad miarę. Przyszpilone do postaci twórcy czyni zeń osobę oderwaną od rzeczywistości, takie skrzyżowanie anioła z bluźniercą (bo i do tego dano mu prawo). W polskim języku „twórca” różni się tylko jedną literą od Stwórcy, nic więc dziwnego, że tylu ludzi z kręgu sztuki popada w narcyzm, albo i kabotynizm. A to tylko człowiek, może nieco bardziej wrażliwy na dźwięk, słowo, kształt, kolor – a czy jego praca ma sens, wystarczy poczekać dwieście lat, bo tyle się obiektywizują wartości w sztuce. Zalecam więc pokorę.
W historii zdarzały się różne nieporozumienia, powstawały wspaniałe idee, które w praktyce kosztowały życie milionów ofiar. Próby wprowadzania raju na ziemi inicjowano od razu, bez „testowania na szczurach”, a dotyczyły na ogół praktycznego wymiaru życia – kosztem życia innych. Wszystko to w kolebce cywilizacji, za jaką mamy Europę. Romantyzm uważam obrazoburczo za podobne nieporozumienie, tyle że praktykowane w sferze ducha. W połowie dwudziestego stulecia używano wielce skutecznego preparatu chwastobójczego o nazwie DDT. Po latach wyszło na jaw, jak trujący był również dla ludzi i zwierząt. Jeśli więc omyłki bywają w praktycznym życiu, to nie unikniemy ich też w tym mniej materialnym. Romantyzm odziera człowieka z całej oświeceniowej warstwy doświadczeń, dając taki księżycowy ogląd świata, bez znajomości przeciwnej strony. Szkoda, że nie możemy już ocenić tego poglądu umysłem Marii Janion, która także uznawała tamten fragment historii kultury za szkodliwą pomyłkę…
W odniesieniu do sztuk wizualnych warto pamiętać, że i tu dogmatyzm czyni spustoszenie, gdziekolwiek i kogokolwiek dusi swymi mackami. Historycznie obraz jest starszy niż słowo, zaś to pisane też wywodzi się z obrazu: głowa byka, egipski hieroglif, w drodze uproszczeń zmienia się w hebrajskie aleph, greckie alpha, arabskie alif i wreszcie w rzymskie a. To taka nasza krótka ścieżka, ale w innych częściach świata mają podobnie. Nikt nie dochodzi, jaki był stan ducha twórców z Jaskini Chauveta. Celowo używam liczby mnogiej, by podważać mit pojedynczego demiurga, romantyczny i nieprawdziwy. Autorzy byli genialni, pracowali w bardzo trudnych warunkach i wszystko robili sobie i muzom, jak dzisiejsi wolni artyści. Może to było zlecenie? Najzdolniejsi zrobili to na chwałę ówczesnych Niebios? Starsi plemienia umieli wybrać najlepszych.
W rosyjskiej kulturze zadufanych literaturoznawców obdarza się inwektywą bukvojedy, zjadacze liter. Bo znajomość faktów nie uprawnia do stawiania sądów, jeśli nie ma się wrażliwości językowej. Poezja tego wymaga. Podobnie daltonista ma prawo żyć i działać, czasem nawet skutecznie (znam przykłady), ale nie wolno ulegać presji, gdy chce narzucić swoje. „Sport trza umieć” – mówił w Krakowie młody Mrożek. A sztukę trzeba czuć. Analiza techniki, detali kompozycji i całej otoczki historyczno-społecznej to ledwie szkielet wartości. Mircea Eliade zasadnie twierdził, że podstawową cechą prawdziwego działa sztuki jest element tajemnicy. Nigdy nie dowiesz się „co artysta chciał przez to powiedzieć”, jeśli nie podłubiesz we własnej duszy. To Ty czasem wiesz na ten temat więcej niż sam malarz. Niech tak będzie! Pochód -izmów, odkąd zabrano się do analizy mód artystycznych, to nic innego jak próby ekspozycji różnych warstw dzieł sztuki, z których każde prawdziwe przecież je posiada. Grupa spóźnionych impresjonistów, zwanych Kapistami, gdy doszła do władzy w Akademiach, nie pozwalała malować inaczej niż według własnych wyobrażeń o sztuce, taki „socrealizm” á rebours. Tylko najtwardsi adepci przetrwali – choć przecież wcześniej ci sami szlachetni i zdolni artyści na własnych karierach czuli presję „czerwonych komisarzy”. Bywa. Szczególnie paskudna w malarstwie była tzw. literatura, w ich mniemaniu obraz to tylko kolor. Jakieś sceny rodzajowe, jakaś fabuła bywały piętnowane najgorszą inwektywą: to literatura!
Młody aktor Jan Englert słuchał rad swojego nauczyciela i mentora Gustawa Holoubka: - Panie Janie, niech Pan zawsze waży słowa, niech w publicznych wystąpieniach wpierw oceni każde zdanie, bo potem trudno będzie wyzbyć się niektórych. Ale to tylko tak do siedemdziesiątki – potem może Pan już mówić, co Pan naprawdę myśli. Tego się trzymam, bo Gustaw Holoubek był też moim dyrektorem, kiedy 9 lat pracowałem w warszawskim Teatrze Dramatycznym.
Jak wyliczono, jest nas w tej chwili na planecie 7,8 miliarda! Każda z osób inna. To także dobra wiadomość, bo łatwiej będzie znaleźć kogoś, kto poprze nasze wysiłki, zaakceptuje postawę i jej wyraz, znajdzie może coś, czego sami w naszych obrazach nie dostrzegliśmy…
A przecież przed pustym płótnem staje każdy, kto chce zapisać, co mu tam w duszy gra. Taki „syndrom białego płótna” można rozwiązywać na tysiąc sposobów, choćby przez współudział bliskich. Pięcioletni wnuk bez oporu zrobi pierwsze kroki – i jeśli nie musisz wykonywać zleconego (nawet przez siebie) zadania, jeśli godzisz się na przygodę, to pierwszy krok masz za sobą. A wiesz przecież, że najdalsza podróż zawsze zaczyna się od tego pierwszego kroku. Dlaczego „nieprofesjonalna” ekspresja jest tak atrakcyjna? To proste, po studiach w Akademii rysunek akademicki bywa „kulą u ręki”, a przecież odzwierciedlenie natury następuje w ułamku sekundy w Twoim smartfonie. Pytał góral malarza, po co maluje te góry – skore one już są! Rysunek akademicki, jeszcze połączony z rysunkiem technicznym, to potężne obciążenie i tylko pomoc bliskich, najbliższych, bywa szansą na wyjście z marazmu. Bo sztuka to skok barbarzyńcy, który przeczuł Boga – jak to najpiękniej i najmądrzej wyraził Julian Tuwim.
Rafał Strent, styczeń 2021 r.
Marek Lalko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz